6/25/2013

Problemy z lekarzami

Po publikacji notki na Trzyczęściowym odezwała się do mnie znajoma, która nie wiedziała wcześniej, że się leczę i sama ma nieco problemów, które sugerować mogą ChAD. Problem polega na tym, że znajoma od lat nie może uzyskać diagnozy i ma pewne opory przed lekarzami. Przyznam, że to nie pierwsza tego typu rozmowa, jaką odbyłam; ludzie boją się psychiatrów - a najbardziej chyba boją się ci, którzy naprawdę opieki lekarskiej potrzebują. Pomyślałam, że nie byłoby chyba złym pomysłem podsumować tu kilka najczęściej spotykanych wątpliwości - może trochę z lenistwa; w końcu ile razy można powtarzać to samo? ;)

Problem pierwszy: "Źle mi ze sobą, ale to tylko takie tam. Nie będę zawracać głowy lekarzowi."


Lekarze właśnie od tego są, żeby zawracać im głowę problemami i wątpliwościami zdrowotnymi. Jeśli komuś zacznie się dziwnie zmieniać pieprzyk - powinien iść do onkologa; ktoś ma częste bóle brzucha - należałoby przejść się do internisty; wreszcie - gdy obserwujemy niepokojące zmiany nastroju i zachowania, wypada odwiedzić psychiatrę. Każda z tych rzeczy może być "niczym"; drobiazgiem spowodowanym stresem, starzeniem się czy zmianą otoczenia. Ale jednocześnie każda z nich może być symptomem poważnego problemu, który należy zacząć leczyć jak najszybciej. W takich wypadkach ociąganie się z wizytą może się skończyć tragicznie.

Zresztą, podstawowy test, czy dany problem jest "wystarczająco poważny" łatwo przeprowadzić, nie ruszając się z krzesła; w tym celu należy zadać sobie pytanie: "czy moje nastroje utrudniają mi życie?".
Jeśli złe samopoczucie zaczyna dezorganizować jakąkolwiek sferę życia, to znaczy, że pomoc jest potrzebna.
Najgorsze, co się może zdarzyć, to to, że lekarz każe porządnie wypocząć. ;)

Problem drugi: "Byłem u lekarza, ale nic mi nie pomógł."

Lekarze są różni. Są lepsi, gorsi, specjalizujacy się w różnych schorzeniach, a czasem po prostu nie do końca tacy, jakich potrzebujemy. Nie z każdą napotkaną osobą natychmiast złapie się świetny kontakt; dotyczy to również lekarzy. W wypadku schorzeń bardziej "fizycznych" nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, chociaż kiepski lekarz dowolnej specjalizacji potrafi napsuć krwi. Jednak psychiatra, z którym się dobrze rozumiemy, jest kluczowy dla procesu leczenia. Bez tego ani rusz.
Szukając lekarza dobrze przyjrzeć się takim stronom jak znanylekarz.pl - opinie innych pacjentów są bezcennym źródłem informacji. Ja zwracam też uwagę na czas wizyty; lekarze przyjmujący hurtowe ilości pacjentów zwykle nie mają czasu dokładnie przyjrzeć się naszym problemom. Dlatego z góry lepiej skreślić wszystkie publiczne przychodnie: lepiej wybierać specjalistów prowadzących prywatne praktyki, którzy są w stanie poświęcić nam przynajmniej godzinę. Idealnym lekarzem jest taki, który prócz specjalizacji medycznej ma też przygotowanie psychoterapeutyczne: to daje zarówno szersze pole działania jak i dokładniejszy ogląd sytuacji - jednak takich osób jest jak na lekarstwo. Dobrze, gdy możesz umówić się z lekarzem bezpośrednio, nie przez recepcję: w takich wypadkach doktor powinien od razu przeprowadzić skrócony wywiad, pytając dokładnie o rodzaj problemu. Może się zdarzyć, że po takiej rozmowie da namiar na kolegę, który lepiej nada się w tym konkretnym wypadku.
Co ważne: jeśli masz poczucie, że ten lekarz nic nie daje, nie można się zniechęcać! W takim wypadku należy zmienić lekarza, nie przerywać leczenie!

Z drugiej strony, zanim zaczniesz marudzić, że wizyty nic nie dawały, zastanów się uczciwie, czy współpracowałeś z lekarzem. Nawet najlepszy specjalista nic nie zrobi, jeśli pacjent nie stosuje się do zaleceń, lub nie rozmawia szczerze w czasie wywiadu!

Problem trzeci: "Lekarz przepisze mi leki, a ja nie chcę brać tabletek."


Na ten temat świetny esej napisała Marcia Purse. Osobom znającym angielski polecam ten tekst, reszcie mogę obiecać, że postaram się zdobyć zgodę na jego tłumaczenie. Sama nie chcę się nad tym rozwodzić: nie mogłabym powiedzieć nic mądrzejszego niż to, co napisała Marcia - a jakoś głupio mi powtarzać po niej.

Problem czwarty: "Leczenie jest drogie."


Na pewno na takie wygląda, zwłaszcza, jeśli skorzystasz z mojej rady i poszukasz prywatnego gabinetu. Warto się jednak zastanowić, ile może kosztować chorowanie. Nieleczony ChAD (zresztą, jak większość schorzeń psychicznych) niszczy życie: ciężko utrzymać pracę czy kontynuować naukę przy tak paskudnych zmianach nastroju. Jakby tego brakowało, epizody maniakalne i hipomaniakalne bardzo sprzyjają roztrwanianiu pieniędzy (czasem nawet tych, których się nie posiada - w czasie manii łatwo wpaść na naprawdę innowacyjne sposoby na zdobywanie funduszy na swoje zachcianki).

Z kolei, o ile na początku leczenia wizyty zwykle są częstsze, to po ustawieniu terapii można lekarza nie oglądać nawet przez kilka miesięcy. Leki, co ważne, są refundowane przez NFZ - choroby psychiczne kwalifikowane są jako schorzenia przewlekłe. W skali roku wydatki mogą zamknąć się w kilkuset złotych - co jest nieporównywalnie mniejszym kosztem, niż te, na które narażamy się bez pomocy lekarza.

Przy okazji, jakby nie było to wystarczająco wyraźnie powiedziane: dotyczy to nie tylko ChAD, ale wszystkich chorób psychicznych.

Problem piąty: "Psychologia nie działa."


Pierwszą i absolutnie podstawową kwestią jest to, że żeby jakakolwiek forma terapii miała szansę zadziałać, chory musi dać się leczyć. Nie pomogą tony niewykupionych recept, nie pomogą też wielogodzinne sesje terapeutyczne, na których pacjent myśli tylko o tym, żeby już wyjść. Trzeba też wyraźnie odróżnić psychologię od psychiatrii - zauważyłam, że niektórzy mają z tym problem. Psychiatra to lekarz, po studiach medycznych i specjalizacji w psychiatrii. Może zaproponować psychoterapię, ale sam będzie raczej stosował farmakologię (chyba, że mamy już wcześniej wspomnianego białego kruka - psychiatrę z przeszkoleniem terapeutycznym). Psychoterapeuta natomiast jest psychologiem po dodatkowym przeszkoleniu terapeutycznym. Nie ma uprawnień do przepisywania lekarstw, zna się za to na mechanizmach psychologicznych, które często utrudniają wyjście z choroby i potrafi pomóc w "przeprogramowaniu" naszego sposobu myślenia tak, by ułatwić nam normalne życie.

Na dodatek, szkół psychoterapii jest multum i to, że jedno podejście nie odniosło żadnych skutków nie oznacza, że psychoterapeuta stosujący inne metody nie pomoże. W wypadku ChAD zresztą, kluczowa jest jednak farmakoterapia - problem leży nie w mechanizmach myślenia, a w czysto chemicznych zaburzeniach w organizmie, które można uregulować tabletką czy dwoma. Lekarz może zaproponować psychoterapię by pomóc uporać się z innymi kwestiami (niestety, zazwyczaj choroby psychiczne występują grupowo: ja na przykład mam oprócz ChAD zdiagnozowana fobię społeczną - naprawdę niemiła rzecz), warto się do tej rady zastosować - jednak najistotniejsze jest uregulowanie poziomów substancji, które odpowiadają za nasze humory. To już czysta fizjologia.

Problem szósty: "Lekarz będzie mnie oceniał."


Jedyne, co lekarz może oceniać, to możliwość zastosowania jakiegoś leku i dawkę, jaką należy podać. Nieważne w jakim jesteś stanie - gwarantuję, że doktor, do którego właśnie idziesz, widział dużo gorsze przypadki. Jego zadaniem jest ci pomóc - i wywiąże się z niego najlepiej jak potrafi.

Problem siódmy: "Rodzina się dowie."


Rodzina powinna się dowiedzieć. Choroba nie rozwija się w próżni - nasi bliscy wpływają na nasz stan zdrowia, a i my możemy zrobić przypadkiem krzywdę komuś ze swojego otoczenia, jeśli nie wyjaśnimy mu, co właściwie się z nami dzieje. To ważne, żeby wyjaśnić takie rzeczy osobom z którymi mamy codzienny kontakt; w innym wypadku np. epizody maniakalne mogą zostać odebrane jako akt złej woli, nie stan, z którym sobie nie jesteśmy w stanie poradzić. Zwłaszcza, że mimo dużej skuteczności, nawet dobrze dobrane leki nie gwarantują w stu procentach, że epizody nie powrócą; znacznie zmniejszają na to szansę, ale jeśli jakieś warunki się zmienią, leki mogą stracić skuteczność.

W drugą stronę to też działa: gdy spotykamy się z ciągłym brakiem zrozumienia dla naszych nastrojów, ciężko liczyć na poprawę. Dlatego poinformowanie rodziny jest raczej pozytywnym skutkiem takiej sytuacji.

Z drugiej strony, gdy naprawdę nam zależy na tym, żeby zachować sprawę dla siebie, lepiej po prostu nie informować krewnych o wizycie i nie zostawiać recept na wierzchu. A jeśli nawet nie da się w żaden sposób zatuszować sprawy i najbliżsi wykazują się niską wrażliwością w takich kwestiach  - to z problematyczną rodziną też lepiej sobie radzić, gdy ustabilizuje się przynajmniej czysto chemiczne aspekty własnego zdrowia.

Problem ósmy:"Wygodnie mi z moją chorobą."


Do tego problemu nikt chory nie przyzna się głośno, ale jestem absolutnie przekonana, że nie tylko mnie dopadł ten sposób myślenia. Ja, przyzwyczajona przez lata do życia pod kloszem, jaki w związku z moimi problemami zapewniała mi rodzina i szkoła, byłam przerażona na myśl o tym, że mogę zacząć funkcjonować jak zdrowy człowiek. Przerastała mnie wizja wzięcia na siebie odpowiedzialności za swoje działania, końca taryfy ulgowej, spełniania swoich obowiązków bez wymówek. Znam człowieka, który swoją depresję wykorzystywał do szantaży emocjonalnych - też żył sobie wygodnie i odmawiał wizyty u lekarza. Inni na przykład mogą lubić emocje towarzyszące epizodom maniakalnym... I prawdę mówiąc, takich wymówek może się znaleźć dużo więcej, niż jestem w stanie sama wymyślić.


To nie jest zdrowe. Jeśli widzisz jakikolwiek sposób na wyciąganie korzyści z choroby, to moment, żeby to przerwać. O ile rozumiem komfort, jaki przynosi wykorzystywanie otoczenia, na dłuższą metę tylko pogorszy sytuację. Problem się pogłębi, a ludzie, na których dobrej woli żerujesz, w końcu będą mieli dość takiego traktowania. Lepiej zacząć leczyć się jak najszybciej, niż po latach obudzić się z ręką w nocniku; z wieloma zmarnowanymi latami, brakiem środków do życia i bliskich, którzy mogą ci pomóc.



Nie chcę żebrać o komentarze, ale informacje zwrotne byłyby miłe ;) Nie jestem jeszcze pewna, jak dokładnie chciałabym prowadzić tego bloga, nie wiem, na ile przydatne są teksty, które publikuje i na jakie byłoby największe zapotrzebowanie. Więc, jeśli ktokolwiek ma jakieś propozycje czy uwagi - zapraszam ;) 

4 comments:

Gayaruthiel pisze...

Nie mam zdiagnozowanych chorob, wypowiadam sie jako osoba z zewnatrz, i z tej pozycji dziekuje ci za te artykuly. Czas najwyzszy, zeby ktos pokazal ludzkie oblicze chorob psychicznych, przyblizyl nam co czuje chory i namawial ludzi na leczenie. Robisz swiatu przysluge tym blogiem.

Bjørn Larssen pisze...

Mi się blog bardzo podoba i serdecznie pozdrawiam. Może się kiedyś wymienimy postami gościnnie. :)

Bjørn Larssen pisze...

Aha, nie podoba mi się tylko, że piszesz na bloggerze, w którym jest mój stary profil... pisałem to ja, Jarząbek Wiecław z MyBipolarLives/MPO30.

Polishpsycho pisze...

"Problem trzeci- nie chcę brać tabletek..." Długofalowe konsekwencje wcinania psychotropów mnie przerażają. Jeszcze bardziej przeraża mnie tylko wpajanie nam przekonania, że nad ChAD nie ma szans zapanować. Wystarczy zapanować nad sobą- co bywa bardzo trudne.

Prześlij komentarz